W krajach Unii Europejskiej jednym z priorytetów jest kultywowanie
lokalnych tradycji i obyczajów. Systemem ochrony objęte są oryginalne
produkty rolne oraz żywność lokalna, charakterystyczna ze względu na
miejsce powstania i tradycyjny sposób wytworzenia. Podkarpacie ma
walory, dzięki którym turystyka powinna stać się jego głównym atutem.
Jednak nie zawsze wystarczy mieć tylko odpowiednią bazę noclegową dla
turystów. Warto prezentować produkty regionalne, bo przecież one także
świadczą o przeszłości regionu, obrazują też przywiązanie do tradycji.
W
promowaniu turystyki najważniejszy jest natomiast pomysł - oryginalny
i ciekawy. A miejsc, gdzie taka wiedza wcielana jest w życie, nie
brakuje w województwie podkarpackim. Warto więc przybliżyć kilka z nich.
Za tradycyjny produkt regionalny może być uznany ten, przy którym
udowodniona zostanie co najmniej 25-letnia tradycja wyrobu. A na
Podkarpaciu produktów spełniających te warunki jest bardzo dużo.
W spisie Ministerstwa Rolnictwa jako potrawy i wyroby regionalne
figuruje już 50 produktów z Podkarpacia - tym samym jesteśmy pierwszym
województwem z liczbą zarejestrowanych wyrobów w Polsce.
Sukces kulinarnych wyrobów sprzed lat zachęca wiele osób do
przejrzenia wiekowych przepisów posiadanych w domowych archiwach, do
szperania w kronikach, starych książkach kucharskich. Być może pozwoli
na odnalezienie starych, zapomnianym przepisów i sposobów ich
produkcji. - Naszym zadaniem jest pomoc w upowszechnieniu wiedzy
o produkcie regionalnym na skalę masową, promowanie już istniejących
i utrwalanie ich znajomość wśród konsumentów - podkreśla Krzysztof Staszewski, prezes Stowarzyszenia ”Pro Carpathia”, którego jednym z celów statutowych jest popularyzacja regionalnej, tradycyjnej kuchni.
fot. 1
W Oberży Hotelik Zdzisława Pończochy
w Dynowie do degustacji można zamówić pierogi z mąki razowej suto
omaszczone skwarkami, a do tego idealnie pasuje kapusta z grochem.
fot. 2
Koło Gospodyń Wiejskich w Wierzawicach za pierogi z kaszą jaglana na konkursie ”Nasze Kulinarne Dziedzictwo” nagrodzono ”Perłą 2003”.
W roku ubiegłym zrealizowało ono projekt dofinansowany z programu Agro
Smak2, który wpłynął na zachowania konsumenckie mieszkańców
Podkarpacia. Po raz pierwszy ”wykorzystano” regionalne media, aby na
skalę masową zachęci do poszukiwań własnej tożsamości kulturowej,
zaczynając od kulinariów. Uświadomił on, że spożywane od lat potrawy są
dziełem gospodyń kultywujących zasady smacznego gotowania. A ich
przypomnienie i zachowanie powinno być traktowane jako obowiązek.
Albowiem ochrona polskiej tradycji to także ochrona smaku rodzimych
potraw, aby przetrwał on do następnych pokoleń - głosiło credo projektu.
Przez dwa miesiące podkarpaccy dziennikarze wędrowali trasą wiodącą
przez niektóre z miejsc, gdzie powstają regionalne przysmaki.
Odwiedzali te miejsca, gdzie powstają regionalne produkty i te,
w których produkowane są wyroby mogące pretendować do tytułu produktu
regionalnego.
Drezyną w nieznane
Aby jednak przyciągnąć turystów z innych regionów Polski, trzeba
mieć dobry pomysł. Taki właśnie realizowany jest w poddynowskim
Bachórcu. W idealnym wręcz miejscu - na przecięciu szlaków z Przemyśla
i Ukrainy do Barwinka i na Słowację oraz z Rzeszowa i Łańcuta
w Bieszczady, a także na trasie kolei wąskotorowej Przeworsk - Dynów,
jednej z największych atrakcji turystycznych Podkarpacia - stanęła
karczma ”Pod Semaforem”. Drewno i kamień, tworzące bryłę karczmy,
świetnie wkomponowują się w krajobraz Pogórza Dynowskiego. W miejscu
tym zatrzymuje się wąskotorowy ekspres ”Pogórzanin”, którego
pasażerowie mogą w ciekawy sposób spędzić przerwę w podróży.
- Chcieliśmy stworzyć oryginalne miejsce, a nie tylko
kolejną restaurację. Oczywiście stawiamy na dobre jedzenie, kuchnię
regionalną, tradycyjne dania. Jednak to nie wszystko. Chcieliśmy, aby
wnętrza miały swój klimat, a turyści mieli także ciekawe zajęcia - mówi Janusz Jarosz,
który wraz z Bolesławem Kopackim wybudował karczmę. I wydaje się, że
pomysł został w pełni zrealizowany. W karczmie na ścianach widnieją
stuletnie mapy kolejowe, litografie, zabytkowe karty pocztowe
z najbliższych okolic. Dla zapalonych turystów niecodzienną atrakcją
jest przejazd wąskotorową drezyną. Stanowi to prawdziwą próbę swych
sił, bo choć ”pompowanie” w pierwszej chwili zdaje się być błahostką,
po kilkuset metrach może zmęczyć nawet wysportowane osoby, zwłaszcza
jeśli trasa wiedzie pod górę.
fot. 3
Andrzej Wiśniowski z piekarni GS
w Dynowie zapewnia, że chleb pieczony tradycyjnymi metodami nie ma
sobie równych w smaku, zapachu i trwałości.
fot. 4.
- Dla wielu mieszkańców Podkarpacia proziaki
(zwane także gdzieniegdzie prosiakami) można by uznać za symbol
tradycyjnej, regionalne kuchni - zapewnia współwłaściciel karczmy ”Pod
Semaforem” w Bachórcu (k. Dynowa) Janusz Jarosz.
Nigdy tak do końca nie wiadomo czy zachwyci się każdy nowy klient.
Jednego zauroczy smak żuru dynowskiego (gotuje się go zawsze na
zakwasie, przyrządzonym przez Irenę Kopacką). Innego wielkość dań:
kubki na herbatę podają olbrzymie, porcje też nie małe: zupy co
najmniej pół litra. I żadnych półproduktów, wszystko świeże, własnej
roboty, bez dziadostwa!
Flisactwo nie zginęło
Retman to odpowiednik kapitana statku. Jest najważniejszą osobą na
tratwie i w czasie spławu. Dziś w Ulanowie tę funkcję pełni Marian
Łabęcki. Bractwo Miłośników Ziemi Ulanowskiej pw. Świętej Barbary, co
roku wypływa na rożne wody - także poza granicami Polski - bierze
udział w spławach, uświetnia uroczystości wielu podkarpackich miast
leżących nad rzekami regionu. Ale przede wszystkim kultywuje ulanowskie
tradycje.
Chcąc odtwarzać flisy jak najwierniej przypominające te sprzed
wieków, szukano także specjałów jakimi przed laty raczono się na
tratwach. Najważniejszym z nich, stanowiącym podstawę żywienia w czasie
spławu był chleb chrupacki zwany flisackim. Jak mówi retman, po wielu
latach poszukiwań i prób odtworzono ten chleb dbając o wszystkie
szczegóły pierwowzoru.
- Chleb był bardzo pożywny i co ważne, nawet jak miał
już dwa tygodnie, nie był suchy ani nie kruszył się. Wszystko dzięki
temu, że pieczony był z mąki razowej z dodatkiem usmażonej słoniny albo
smalcu. Z ciasta chlebowego ze skwarkami formowano dopiero bochenki,
które pieczono -mówi Maria Łabęcka.
Zgodnie z tradycją, chleb taki wypiekały żony retmanów i tak jest także
obecnie. Żona retmana, Maria Łabęcka co kilka tygodni wypieka ten
flisacki specjał, który zabierany jest na spław.
fot. 5
W prowadzeniu dobrej kuchni nie ma
żadnej tajemnicy. Jedzenie ma być takie, jakie sam chciałbym zjeść,
potrawy na tyle obfite, żeby nikt nie wstawał głodny, no a menu -
sprawdzone czyli tradycyjne, regionalne.
Fot. 6
Chleb flisacki zwany chrupackim znalazł się w oficjalnym spisie potraw i wyrobów regionalnych Ministerstwa Rolnictwa.
Smaczne - tradycyjne
Zakład Mięsny ”Jasiołka” w Dukli to firma rodzinna założona w 2000
roku przez Pawła Krajmasa. Postawiono na oryginalne receptury – dawne
przepisy i receptury, z których najstarsze liczą sobie nawet 150 lat.
Wówczas wyrabiane były w okolicznych wsiach, dawnych dworach
szlacheckich, a nawet na potrzeby armii austrowęgierskiej. Ocalałych od
zapomnienia, dzięki zapiskom i przekazom rodzinnym, a teraz każdy może
poznać ich smak.
- Produkowane przez nas wyroby charakteryzują się
niepowtarzalnym, coraz częściej poszukiwanym smakiem i zapachem,
uzyskiwanym dzięki wiernemu odtworzeniu tradycyjnych receptur oraz
wędzeniu w oryginalnej, dawnej wędzarni, w dymie otrzymywanym ze
spalania zrębków drewna - mówi Paweł Krajmas. -
Nie stosujemy żadnych dodatków funkcjonalnych takich jak barwniki,
przeciwutleniacze, regulatory kwasowości, stabilizatory, emulgatory,
zagęstniki, substancje wzmacniające smak i zapach, modyfikowane skrobie
czy preparaty białkowe, wpływających na polepszenie cech
organoleptycznych produktów i zwiększenie wydajności produkcji.
Na listę produktów tradycyjnych wpisane zostały produkty ”Jasiołki” -
kiełbasa swojska krajana, pasztet zapiekany, kiszka kaszana regionalna
dukielska, kiszka pasztetowa dukielska, salceson dukielski. Już są
potrawy, dla których wnioski o wpis na listę produktów tradycyjnych
zostały złożone i oczekują na wpis. To pieczeń sarmacka, wędzonka
dukielska, smalczyk domowy, klops galicyjski, kiełbasa pradziada,
kiełbasa wiejska regionalna, kiełbasa zwyczajna regionalna, kabanos
dukielski, sucha dukielska, oraz dukielska parzona.
fot. 7
Flisackich specjałów można skosztować
także płynąc łodzią. Ta niezwykła oprawa sprawia, że wszystko smakuje
jeszcze lepiej. Szczególnie, gdy o tradycji opowiada sam retman
Mieczysław Łabęcki
fot. 8
Waldemar Maziejuk jest właścicielem
Rodzinnego Gospodarstwa Ekologicznego ”FIGA” w Mszanie i z synem
Tomaszem produkują sery. Dwa z tych serów: bryndza kozia i ser kozi
”wołoski” biały i wędzony znajdują się na Liście Produktów Tradycyjnych.
Z pasterskiej kuchni
Waldemar Maziejuk, właściciel Rodzinnego Gospodarstwa
Ekologicznego ”FIGA” w Mszanie, wraz z synem Tomaszem produkuje sery
kozie i krowie. Dwa z nich - bryndza kozia i ser kozi ”wołoski” biały
i wędzony znajdują się na liście produktów tradycyjnych. Jak mówi
Waldemar Maziejuk, ekologią interesował się już od ponad 20 lat,
a kiedy pracowałem w Igloopolu, zapisałem się nawet na dwuletnie
studium podyplomowe na Akademii Rolniczej w Krakowie. Kilka lat temu
dowiedział się o Polskim Towarzystwie Ekologicznym działającym
w Lublinie i zdecydował się na zajęcie się uprawą ekologiczną. Otrzymał
certyfikat i jest to pierwsze certyfikowane gospodarstwo tego typu
w gminie Dukla. Produkowane jest tam mleko ekologiczne kozie i krowie,
sery. Produktami regionalnymi są sery kozie: bundz kozi, ser kozi
„wołoski” biały i wędzony.
- W naszym gospodarstwie produkujemy sery metodą
tradycyjną, związaną z tym regionem. Znaleźliśmy informacje, że Mszana
została założona na prawie wołoskim w 1435 roku, a Wołosi którzy się tu
osiedlili płacili swojemu panu daninę serami. Wiemy, że hodowali
właśnie kozy, więc postanowiliśmy produkować tylko sery kozie, ponieważ
mogą je jeść również alergicy - mówi Waldemar Maziejuk.
Wyroby z ”Figi” są doceniane. W konkursie ”Kulinarne dziedzictwo”
organizowanym przez Polską Izbę Produktu Regionalnego i Lokalnego przy
współudziale Funduszu Współpracy programu Agro-Smak 2, firma dwukrotnie
zajęła III miejsce w kategorii ”produkty pochodzenia zwierzęcego”,
a także nominację do Perły 2005. Najważniejsze jest jednak uznanie
klientów, a ci bardzo chętnie kupują dukielskie sery. Obecnie można je
kupić w sklepach ekologicznych w Rzeszowie, Warszawie, a także na
Śląsku.
Czy kiełbasa może być przebojem?
Kiełbasa z masarni rodziny Fołtów, choć robiona z najlepszej
wieprzowiny i bez konserwantów, nie spełnia unijnych wymogów. Mimo to
zajadają się nią w Niemczech i Belgii, a nawet w RPA. Markowska
kiełbasa wywożona jest za granicę.....w walizkach.
- Śmiejemy się, że my to tacy walizkowi eksporterzy - mówią Fołtowie. -
Zwłaszcza, że naszym marzeniem jest podbój tylko podkarpackiego rynku.
Jesteśmy zbyt mała masarnia, żeby walczyć o unijnego klienta. Nie
spełniamy wymogów. Zresztą nie zbiegamy o to.
Los jednak bywa przewrotny. Wiadomości o ich kiełbasie
z najlepszego mięsa wieprzowego, bez konserwantów zaczęły docierać do
Polaków z Niemiec, Włoch, Belgii, Stanów Zjednoczonych, Republiki
Południowej Afryki.
- My najdalej byliśmy w Słowacji, a nasza kiełbasa zawędrowała już do Republiki Południowej Afryki i Ameryki
- śmieją się Czesława i Jan Fołtowie z Markowej. I ciągle nie mogą
uwierzyć, że ich kiełbasa jest przebojem w Niemczech i Belgii.
A wszystko przez wielbicieli ich wędlin, którzy przysmaki z masarni
Fołtów wywożą z kraju w walizach po 10-20 kg i częstują niemieckich przedsiębiorców oraz sąsiadów.
- Teraz nie ma tygodnia, żeby ktoś nie zamawiał 10, 15 kg
kiełbasy albo kaszanki, bo właśnie jedzie do rodziny czy znajomego za
granicą. Tam naszymi przysmakami zajadają się Polacy pracujący na
obczyźnie i ich niemieccy, włoscy albo belgijscy sąsiedzi i znajomi - opowiada pani Czesława.
fot. 9
W Zakładzie Uboju i Przerobu Mięsa Jan
Fołty w Markowej od 1989 roku wszystkie wyroby produkowane są według
tradycyjnych receptur.
fot. 10
Jan i Czesława Fołtowie zapewniają o walorach swoich wyrobów.
Już dziadek Jana - Jan Grad - bił świnie i robił wyroby jeszcze przed
I wojna światową. Jan i Czesława Fołtowie swoją masarnię założyli 17
lat temu. Początkowo produkowali 250 kg
wędlin tygodniowo, teraz doszli do 7 ton. Specjalnością ich zakładu
jest kiełbasa wiejska robiona z najlepszych mięs: szynek, karkówek
i łopatek. Klienci często mówią na nią kiełbasa ”tatowa” albo
”przedwojenna”, że jest tak dobra jak z innej epoki. W 2004 r. kiełbasa
wiejska wyprodukowana przez Fołtów z Markowej zdobyła pierwszą nagrodę
na wystawie ”Nasze Dziedzictwo Kulturowe” w Krzeszowie i Perłę podczas
Międzynarodowych Targów Rolniczych Polagra-Fram w Poznaniu.
Nowością z markowskiego zakładu są zapiekane w słoikach farsze do
kiełbasy. To tradycyjna receptura, kiedyś zapiekano w piecu
w glinianych garnkach. - Jeden z sąsiadów znalazł taki
garnek w rozbieranej chałupie, miał z kilkanaście lat, a zapiekany
farsz w smaku był wyśmienity - zapewnia pani Czesława.
Dlaczego ich wyroby wszystkim tak bardzo smakują?. Najważniejszy
jest surowiec i technologia. Dostawcy mięsa do zakładu pochodzą
z Markowej i okolicy. Są to często sąsiedzi, rolnicy małorolni mający
po kilka czy kilkanaście sztuk bydła lub trzody chlewnej. - Płacimy więcej niż inni, bo wiemy skąd bierzemy - wyjaśnia Jan Fołta.
A technologia? Kiedyś wędzono w wiatach, teraz nie wolno, muszą
być zamknięte budynki. Fołtowie stosują do wędzenia dym z drzewa
olchowego lub buczyny. Chętnie sięgają po owocowe drewno,
np. z jabłoni, ale o nie trudno.
Powidła Krzeszowskie
Wysoki brzeg Sanu w Krzeszowie szczególnie efektownie wygląda
w środku wiosny. Zdobią go setki kwitnących drzew śliwkowych, które
dostarczają słodkich węgierek na rewelacyjne krzeszowskie powidła.
Smażone bez dodatku cukru, w wielkich miedzianych kotłach zachwycają
swoim smakiem od ponad stu lat. Tyle liczą sobie najstarsze ślady
archiwalne.
Dawniej powidła krzeszowskie były w stałej sprzedaży w sklepach
kolonialnych Warszawy, Lwowa, czy Krakowa. Obecnie zyskują sobie chwałę
w licznych konkursach potraw lokalnych. Czołowym powidlarzem Krzeszowa
jest Stanisław Kutman, który na początku lat 90. stworzył cykliczną
imprezę promująca ten produkt. ”Powidlaki”, impreza najpierw kameralna,
z biegiem lat urosła do rangi wydarzenia, pełnego kiermaszy i koncertów.
fot. 11
Z powideł śliwkowych, tradycyjne
smażonych w wielkich kotłach, od wieków słynął Krzeszów, gdzie do dziś
wzgórza porastają śliwkowe ogrody.
fot. 12
Najlepsze powidła smaży Stanisław Kutman. Dał on początek imprezie ”Powidlanki”, która rozrosła się już do regionalnego święta.
Smak krzeszowskie powidła zawdzięczają słońcu, które w naszych
stronach jest szczególnie łaskawe oraz ciężkiej pracy powidlarzy. Jeden
kocioł, mieszczący nieraz ponad dwieście kilogramów śliwek, to
kilkanaście a czasem nawet kilkadziesiąt godzin nieprzerwanego
mieszania. Powidła są bardzo dokładnie przysmażone, nie można przy tym
ich przypalić (miejscowi mówią - złapać kocura), a jakość wysmażenia
poznaje się po tym, że powidłowa masa nie odpada od odwróconej
drewnianej kopyści. Tak wysmażone powidła są niezwykle trwałe, na
poznańskiej PolAgrze Farm w 2004 roku prezentowano słoik powideł
liczący ponad dwadzieścia lat - powidła nadal zachwycały smakiem.
Winnice na Podkarpaciu
W województwie podkarpackim powstało w ostatnich latach 30 winnic,
być może wkrótce będzie ich jeszcze więcej. Wszystko dzięki programowi
”Podkarpackie Winnice”, zainicjowanemu przez samorząd województwa.
Powierzchnia powstałych winnic waha się od 10 arów do nawet hektara.
Warunki do uprawy winorośli są sprzyjające - nie brakuje
nasłonecznionych stoków. Najwięcej winnic jest w okolicach Jasła, gdyż
tam są odpowiednie stoki, ale nasadzenia są także pod Rzeszowem.
Tradycje winiarskie ma także Krzeszów w powiecie niżańskim.
- Winnica, by dawała producentowi utrzymanie, powinna mieć powierzchnię przynajmniej 2 hektarów - uważa jeden z najbardziej znanych podkarpackich winiarzy, Roman Myśliwiec, właściciel winnicy ”Golesz” pod Jasłem, prezes Polskiego Instytutu Winorośli i Wina.
fot. 13
- Decydując się na uprawę winnic można
skorzystać z pomocy unijnej, ale trzeba być zarejestrowanym jako
rolnik. Wcześniej trzeba też ponieść spore wydatki, gdyż by zapewnić
opłacalność, w ciągu pięciu lat trzeba obsadzić winoroślą 5 hektarów - wyjaśnia Roman Myśliwiec, na tle swoje winnicy na górze Golesz.
fot. 14
Nasze wina muszą być inne, nie możemy
ich upodabniać do tych, które są popularne na rynku. To nie będzie
produkt masowy, konkurujący z tanim segmentem win - tłumaczy Roman
Myśliwiec, który winiarstwem zajmuje się od 22 lat.
Przez pierwsze pięć lat inwestycja nie będzie przynosić zwrotu.
Pierwszego zbioru będzie można dokonać dopiero po trzech latach. Trzeba
liczyć się także z przymrozkami i szkodnikami. Następnie trzeba jeszcze
półtora roku do dwóch lat poczekać, aż wino dojrzeje. Podkarpackich win
jeszcze nie ma w sprzedaży. Nie należy oczekiwać, że znajdą się
w marketach. Właściciele winnic powinni nawiązywać kontakty zwłaszcza
z gospodarstwami agroturystycznymi, gdyż tam jest rynek zbytu. Mogą też
sprzedawać we własnej gastronomii turystom.
Klimat w Polsce nie jest przeszkodą w rozwoju winiarstwa, winorośl
jest przecież uprawiana jest w krajach położonych bardziej na północ od
Polski - w Norwegii czy Estonii. Przeszkodą jest umiejętności wśród
osób, które tym się zajmują.
- Podkarpackie wina są kwaśne, aromatyczne, z charakterystycznym mineralnym smakiem, który zawdzięczają glinianym glebom - tłumaczy Roman Myśliwiec, który winiarstwem zajmuje się od 22 lat. -
Nasze wina muszą być inne, nie możemy ich upodabniać do tych, które są
popularne na rynku. To nie będzie produkt masowy, konkurujący z tanim
segmentem win.
fot. 15
Trzymający w rękach gar z kwasówką
Zbigniew Kośmider z ”Zajazdu na Rozdrożu” w Dynowie zapewnia, że
pożywniejszej zupy nikt jeszcze nie jadł, a że można ją spróbować tylko
w okolicach Dynowa. -To przyjeżdżajcie i smakujcie - zachęca.
fot. 16
Dla Małgorzaty Bazan z Brzezówki k. Rzeszowa robienie gomółek dla całej rodziny to tradycja sięgająca pokolenia wstecz.
Podkarpacie stoi hartaczami, krężałkami, kugielem, bulwiokiem,
hałuszkami, małdrzykiem, szabanką, bałabuchami czy krupniakiem. Te
produkty są jeszcze sublokalne, znaleźć je, kupić i posmakować można
tylko znając adresy producentów, którymi najczęściej są koła gospodyń
wiejskich czy właściciele gospodarstw agroturystycznych. Wszędzie
jednak można znaleźć wyśmienity żur czy dziesiątki rodzajów pierogów.
Produkowane na miejscu zachwycają pomysłowym smakiem i jakością
wykorzystanych do ich wyrobu produktów.
Zdaniem specjalistów ich produkcja to ciekawy sposób na
prowadzenie działalności gospodarczej i zarabianie pieniędzy
w kontekście zainteresowania rynku tradycyjnymi wyrobami opartymi na
dawnych przepisach i sposobach produkcji. Szczególnie jest to wskazane
na Podkarpaciu, gdzie przy niedużych gospodarstwach istnieje możliwość
uruchomienia produkcji opartej o dawne receptury. Jeśli nawet na
początku nie będzie to produkcja na zbyt dużą skalę. A produkt lokalny
to także szansa zdobycia nowych rynków zbytu oraz promocji całego
regionu. Smacznego na Podkarpaciu.
Skontaktuj się z nami lub zgłoś problem tutaj e-mail:
napisz do nas
telefon: 607 558 325
Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką dotyczącą cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.